Indie to mikstura wszystkiego
11 lat temu wpadła mi w ręce książka: "Alfabet zakochanego w Indiach" Jean-Claude Carriere, przeczytałam ten fragment: Kto nie lubi ludzi, niech do Indii nie jedzie. Nie można zwiedzać tej osobliwej republiki w bezpiecznym kokonie, w autobusie turystycznym, jadącym od zabytku do zabytku, z oczami zamkniętymi na kraj i ludzi. Byłoby to zamierzenie niepojęte, niewykonalne. Najważniejszym krajobrazem jest tutaj tłum. Uczestniczy we wszystkim. Indie to wyzwanie dla wzroku i dla rozumu tyle ludów, tyle języków, zwyczajów, wierzeń, kolorów. Tyle przeszłości w takiej teraźniejszości. Można pomyśleć, że taki kraj nie istnieje (…), ten wycinek mi wystarczył do początku marzeń o mojej podróży do Indii.
I tak zaczęła się moja pierwsza podróżnicza wyprawa, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to będzie początek czegoś wielkiego i niekończącego. Do tej pory pozostał mi nieustanny apetyt na kolejne podróże, ciągle knuję kolejną wyprawę, bo przecież nigdy nie wiadomo czy zostało 15 minut życia czy 50 lat.
Notatki pisane w drodze na kolanie
Cz.1. Indie to mikstura wszystkiego: kolorów i brudu, dobrego smaku na talerzu i bardziej kiepskiego, pięknych hindusek w kolorowych sarii i te obskurne, brudne ulice. Każdego dnia mam dwie skrajne emocje od „WOW” smaki Indii, Indie outfits, herbaciany stan, krajobraz po „o rany” slumsy, system kastowy, pociągi itp.
Taj Mahal to wielka, piękna, biała, czarująca, budowla, zasługuje na miano cudu świata, a potem pociąg do Varanasii, masakra! Mam nadzieję, że nie zostanie mi trauma i wsiądę jeszcze do Intercity Wrocław-Wawa.
Wiedziałam, że muszę być przygotowana na: wysiłek (przydały się intensywne przygotowania na siłowni z trenerem personalnym), upał (tutaj upał dogadał się z monsunami), leje tak jak u nas w 1997. Intensywnie przez 20 minut, wtedy brudne ulice zamieniają się w rzekę i po tym wszystko nagle wysycha jak bańka mydlana. Wolę nie wiedzieć czy szczepionki, które wzięłam podziałają na to, po czym chodzę. Ah i ten paskudny smród, tego nie przewidziałam i w żadnym przewodniku nie wyczytałam!
Tu można mieć przygodę wszędzie, nawet ucząc dzieci w pociągu siała baba mak. Frajdą jest jazda rikszą, targowanie się z kierowcami tuk-tuka, obskoczenie przez fotografujących telefonami tubylców.
Wczoraj widziałam ceremonie oddawania czci rzece Ganges. WOW! Cudo, miałam gęsią skórkę. Niestety godzinę wcześniej widziałam ceremonię palenia zwłok, mocne, za mocne. Na ulicach jest wszystko: riksze, małpy wielbłądy, policjanci, dzieci w szkolnym mundurkach, mnóstwo kóz, naciągacze, żebracy...i święte krowy. Brakuje tylko słonia i waty cukrowej. Pali słońce! Witajcie w hinduskiej bajce.
Cz.2 Srinagar. Jestem w niebie! To niebo na ziemi. Srinagar, Kashmir. Himalaje!
Mieszkam w houseboatach z widokiem na raj. Wokół tysiące lilii wodnych, czyste jeziora. Cisza, dzika przyroda świeżość, błogość. Cała przestrzeń to woda i łodzie, Indian style.
Jak ktoś chce kupić pomidory, słodycze, biżuterię, ubrania, to wszystko podane jest tu na tacy, czyli z łodzi. Żadna galeria handlowa nie jest w stanie zastąpić tego uroku kupna/sprzedaży. Po tłocznej stolicy New Delhi, tu można zachłysnąć się naturą. Aż trudno uwierzyć, że taka magia schowana jest kilka kilometrów od konfliktowego, uzbrojonego po zęby Pakistanu.
Ponownie zamieszki, dziś strajk po części Kaszmiru. Strajk, przypomina ten z czasów Leppera. Nie będziemy gadać, nie będziemy dogadywać się. Czołgi jeżdżą 20 km stąd. Turyści tego nie odczuwają a tubylcy prowadzą spokojne życie. Oswoili się z napiętą sytuacją, bo od kilkudziesięciu lat nie mogą się tu porozumieć. Jutro opuszczam stan muzułmański i jadę głębiej w stan buddyzmu – Himalaje. O 5.00 rano start jeepem przez kręte drogi przez 2 dni. Ahoj przygodo!
Napisane po powrocie, gdy kurz i emocje opadły
Raj, czy piekło.
Indie, to bogactwo smaku, zapachu, dźwięku i koloru!
To świat kolorów i kontrastów.
To bieda i zarazem przepych, piękno i jednocześnie brzydota. Ajurweda, jako koncepcja zdrowia, a po drugim biegunie wylęgarnia chorób. Imperium bollywoodzkiego przemysłu, bogactwo historii i kultur, fenomenalna przestrzeń cudu natury, kolaż różnych religii. Mozaika wszystkiego, niczym kolorowo utkany gobelin.
Indie są silne w emocjach, bo wywołują wiele kontrastujących ze sobą reakcji. Złość i radość w jednym momencie, gwałtownie poruszają wszystkie zmysły. To poszukiwanie prawdy w swoim wnętrzu, tak jak głębokie opisy w Shantaram. Tutaj można sprawdzić swoją dojrzałość, siłę, tolerancję i odporność na przeciwności losu.
Indie są zasysające i hipnotyzujące.
Indie są inspirujące, można zachwycić się tym, czego poza Azją na pewno nie spotkamy, np. Ladakh, tzw. Mały Tybet, gdzie jeszcze cywilizacja nie odcisnęła swego piętna. Przyciąga jak magnes zwolenników trekkingu. To tutaj na tle wyjątkowego krajobrazu powiewają modlitewne flagi, dumnie stoją majestatyczne klasztory, a nad jeziorem Pangong gwiazdy same wchodzą do kieszeni. Poranne modlitwy mnichów, ich medytacje i zgłębianie sensu istnienia są magiczne. Tu jest inny świat, łagodny ale i trudny. Przeprawa do najwyżej położonej na świecie drogi, przez przełęcz Khardung La – 5600 m n.p.m. stała się nie lada wyzwaniem.
Indie. Dla jednych to piekło dla pozostałych raj.
Indie się kocha albo nienawidzi.
Wrażenia w dwa dni po powrocie: po wyciszeniu emocji, po tym tłumie i chaosie, soczyste obrazy z Indii powoli układają się w pamięć o spełnionej podróży. Gdy zamykam oczy widzę kolorowe sarii, słyszę tybetańską muzykę na Khardung La, czuję zapach źródlanej wody z Turtuka, którego nie ma jeszcze nawet na mapach google. To moje doświadczenie Indii.
Było ciężko, było lekko, było wesoło i nigdy nie było tak samo. Była magia, była proza życia i to wszystko w jednym. Nie ma takich słów, które jednoznacznie by to podsumowały, albo inaczej, choć są ich pewnie setki, to żadne nie nadają się by oddać w pełni swoje wrażenia. Jedno wiem na pewno WARTO BYŁO!